niedziela, 4 września 2016

3.Miłość wymaga poświęceń.

Praca w szpitalu nigdy nie była prosta. I tak było w przypadku zielonookiej, która ledwo uratowała swego pacjenta. Na szczęście operacja się powiodła, a kolejne należały do znacznie prostszych. Trzeba przyznać, że jest zmęczona. Wychodząc z ośrodka, od razu wyjęła telefon, by spojrzeć na godzinę - 17:50. Wzięła wdech. 10 godzin pracy, zero przyjemności, a liczyła, że będzie miała więcej czasu dla blondyna. Zrezygnowana miała wybrać się na najbliższy przystanek i pewnie by tak zrobiła, gdyby nie telefon wydobywający z siebie utwór bulletów your'e betrayal,  który natychmiast odebrała.

— Hej, skarbie. Jesteś może przed ośrodkiem? — zapytał znajomy głos.

— Naruto? Skąd masz mój numer? Poza tym, tak, jestem — powiedziała lekko zaskoczona pytaniem mężczyzny.

— Numer mam od siostry. Lepiej poczekaj. Zaraz przyjadę — oznajmił, kończąc rozmowę.

Dziewczyna była lekko zszokowana. W końcu, nie przypomina sobie, by jej chłopak miał samochód. Rozmyślałaby dalej, gdyby nie piskliwy dźwięk opon, należący do czarnego mustanaga gt500,
w którym siedzi nie kto inny, jak blondyn, który widząc dziewczynę natychmiast zahamował. Ta wsiadła do pojazdu, od razu zapinając pasy, po czym spojrzała na mężczyznę. Ubrany był normalnie: biała cienka bluzka, idealnie ukazująca muskulaturę, na nogach błękitne jeansy, na stopach zwykłe, czarne buty. Pewnie zdziwiłby ją ten ubiór, gdyby nie gorąc, który odczuła dość szybko. Blondyn najwyraźniej to wyczuł, ponieważ przy pierwszej lepszej okazji zahamował na poboczu, by dziewczyna zdjęła kurtkę. Tak też zrobiła, kładąc ją na tylne siedzenie. Wróciła na swoje miejsce, zapięła pasy, a samochód ruszył jeszcze szybciej niż wcześniej.

— Skąd wytrzasnąłeś to cacuszko? — zapytała z uśmiechem wymalowanym na twarzy.

— Powiedzmy, że mam przyjaciela, od którego chciałem go wypożyczyć, bo tym się zajmuje. Lecz przyszło co do czego, sprzedał mi go za bezcen — odparł z uśmiechem.

— Bezcen? Masz na myśli, że dostałeś go za darmo, czy mało zapłaciłeś?

— Zgadnij — powiedział wyszczerzając zęby.

— Zawsze wiedziałam, że masz dobry kontakt z ludźmi, ale żeby aż taki? — W jej głosie było słychać lekkie zdumienie.

— Wiesz, nim wybrałem się do Ameryki, miałem możliwość poznać parę ciekawych osób. Cóż, Deidara jest jedną z nich. Poza tym, dzisiaj mam zamiar zabrać cię w twoje ulubione miejsce — rzekł, będąc w ciągłym uśmiechu. Dziewczyna musi przyznać - bardzo się postarał o ten wieczór, mimo że są parą zaledwie 10 godzin.

— Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że zabierasz mnie do naleśnikarni? — zapytała z uśmiechem.

— Nawet nie muszę mówić. Po prostu spójrz przez okno..

Dziewczyna wykonała prośbę blondyna i rzeczywiście - byli nie daleko naleśnikarni. Musi przyznać, odkąd ostatnio tam była, mija dobre 15 lat. To właśnie tam się poznali.

15 lat temu:

Mała dziewczynka o różowych włosach ze spokojem jadła naleśniki, tym samym tuląc się co chwilę do swej rodzicielki. Można to było uznać za dziwne, lecz po prostu była wtedy nieśmiała i bała się nieznajomych. Lecz mimo tego, jedna osoba przykuła jej uwagę - chłopiec w jej wieku. Krótkie, blond włosy, ubrany w czerwoną bluzkę nadrukiem ramenu, na nogach czarne dresy, a na stopach białe buty na rzepy. Zresztą, ciężko by nie przykuł uwagi, skoro wcinał każdą możliwą porcję naleśników. Warto też zaznaczyć, że wyglądał na łakomczucha (w końcu był wtedy gruby). Dziewczynka spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem. Pierwszy raz miała możliwość zobaczyć osobę z takim apetytem.

— Pójdź do niego. Wygląda niegroźnie — rzekła zachęcająco matka dziewczynki.

— A jak zrobi mi krzywdę? — zapytała przerażona.

— Nie zrobi. Nie wygląda na takiego. Poza tym, zobacz, jest z rodzicami i swoją siostrą. Na pewno cię polubią — powiedziała z uśmiechem kobieta. Dziewczynka jedynie przytaknęła głową.

Mimo faktu, że była wtedy nieśmiała, zmusiła się, by do niego podejść. I zrobiła to w idealnym momencie, gdyż on również szedł w jej kierunku. Fakt - byli wtedy dziećmi, ale obaj zdawali sobie sprawę, że się polubią. Blondynek jako pierwszy wyciągnął dłoń w kierunku dziewczynki, która odwzajemniła uścisk dłoni.

— Naruto — przedstawił się z uśmiechem chłopiec.

— Sakura — odpowiedziała radosnym tonem.

Od tamtego momentu zostali przyjaciółmi. Zawsze spędzali ze sobą czas, zawsze się bawili, wygłupiali, traktowali siebie jak rodzeństwo. Ale jak ze wszystkim bywa, relacje albo ewoluują, albo się niszczą. Na szczęście w ich przypadku przyjaźń przekształciła się w miłość i to wszystko dzięki zwykłej naleśnikarni.

Teraźniejszość:

Aktualnie obaj wcinali naleśniki, tym samym rozmawiając ze sobą. Można by rzec, że sytuacja idealna, lecz niestety sielanka przestała trwać, gdy do pomieszczenia wtargnęli typowi chuligani: wulgarny język, gburowate zachowanie. Blondyn wraz z dziewczyną ignorowali to do pewnego niefortunnego momentu.

— Patrz, Jake, jaka dupa. Może zatłuczemy tego lalusia, weźmiemy kluczyki od mustanga, a z laską się zabawimy? — zaproponował z uśmiechem grubas z czerwonym irokezem na głowie, ubrany jak każdy z jego rówieśników: czarna skóra na białej koszulce, na nogach niebieskie luźne jeansy, a na stopach czarne buty.

— W sumie, czemu nie? Dla takiej dziuni można zrobić wyjątek — odparł z wrednym uśmieszkiem. Blondyn słysząc słowa szajki momentalnie wstał.

— Poczekaj na mnie. Idę ich zapierdolić — oznajmił z gniewem mężczyzna. Dziewczyna chciała go zatrzymać, lecz było za późno. Nim się obejrzała, był przed nimi.

— Czegoś tu szukasz, pizdeczko? — zapytał Jake - szef całej bandy.

— Tak, szukam. A właściwie już znalazłem dziewięć ciot, które aż proszą się o wpierdol za terroryzowanie i obrażanie mojej kobiety. Lepiej wstawajcie, póki wam pozwalam, kurwy — wysyczał z wściekłością, tym samym powodując strach wśród szajki.

Pierwszy cios wyprowadził szef, który wykonał lewy sierpowy, lecz bez skutku, gdyż blondyn skontrował atak, tym samym łamiąc rękę przeciwnika. Następnie zadał mu kopniecie w genitalia i jednocześnie serie ciosów po twarzy, powodując krwawy upadek przeciwnika.  Jego sługusy chcąc go pomścić, wstali z krzeseł i ruszyli w kierunku blondyna, który jedynie na to czekał. Uniki, salwy ciosów, kontry, łamanie kończyn - oto, co było widoczne podczas walki. Wszyscy ludzie byli sparaliżowani strachem, nie wiedzieli co począć. Zwłaszcza zielonooka, która nie mogła uwierzyć w widok blondyna ubrudzonego krwią przeciwników. Ale mimo tego został grubas, który błyskawicznie podszedł do dziewczyny. Gdy był wystarczająco blisko, wyjął pistolet schowany w spodniach, po czym gestem dłoni zmusił by wstała. Wykonała polecenie. Grubas, jedyne co zrobił, to schwytał ją za włosy i przystawił jej pistolet do twarzy.

— Oddaj mi kluczyki od auta i wszystkie oszczędności, a nie stanie jej się krzywda — zagroził z uśmiechem blondynowi.

— Blefujesz. Nie potrafisz trzymać poprawnie dłoni, już nie wspominając o drgawkach — odparł chłodno chłopak, podchodząc bliżej przeciwnika, który w akcie przerażenia strzelił do Naruto prosto w brzuch, przez co upadł na podłogę.

— Widzisz? Potrafię strzelić, ty szumowino. I kto tu jest teraz kurwą, kurwo? — wysyczał przez śmiech, lecz nim się obejrzał, dziewczyna odchyliła lekko głowę, by po chwili wykonać nią atak prosto w jego twarz. Niebieskooki w tym czasie zdążył wstać i zaczął nacierać w jego kierunku. Mimo przyjęcia kolejnych strzałów, udało mu się wyrwać broń przeciwnikowi i w ostateczności pozbawić go życia jednym strzałem, wycelowanym prosto w serce. Nikogo to nie przeraziło, nawet dziewczynę. Bardziej dobił ją fakt, że blondyn ponownie upadł.

— Niech ktoś zadzwoni po karetkę — zakomunikowała zielonooka. Pewien brunet szybko wyjął telefon, a następnie wykonał zalecany telefon.

— Sakura, nie martw się. Wszystko będzie dobrze — powiedział, kaszląc krwią. Dziewczyna zaczęła płakać.

— Wcale nie jest dobrze. Miała być randka, a tu proszę. Przerodziła się w istny chaos — mówiła przez płacz.

— Nie mów tak. Było świetnie, pomijając jedynie sceny, gdy ten grubas we mnie strzelał, a ja pozbawiłem go życia — odparł ledwo żywym głosem.

— To nie twoja wina. Tak musiało najwyraźniej być. Proszę, Naruto, nie zostawiaj mnie. — Blondyn pogłaskał ją po poliku, tym samym uspokajając dziewczynę.

— Za bardzo cię kocham, by móc cię opuścić. Musiałem to zrobić, nawet pozbawić go życia, bo "miłość wymaga poświęceń". Nawet jeśli tym poświęceniem jest szpital i prawdopodobnie odsiadka — Pocałował swą ukochaną, a następnie stracił przytomność.

Blondyn wylądował w szpitalu na dwa miesiące. Dzięki przesłuchaniu świadków, śmierć czerwonowłosego została uznana za samoobronę oraz sposób uratowania ofiary. Można by rzec, iż szczęście sprzyja mężczyźnie. Niestety nie na długo, gdyż przed nim jeszcze długa droga, by móc wieść szczęśliwe życie ze swą połówką i dobrze o tym wiedział.




Witamy was, drodzy widzowie. Mamy nadzieję, iż rozdział wam się spodobał.
Oczywiście będzie następny, ale ze względów powstania roku szkolnego
(którego cholernie nie cierpię) nie wiemy, kiedy się pojawi. No cóż, oto co mieliśmy
wam do przekazania. Trzymajcie się i jak najbardziej luźnego roku wam życzymy.
                                                              StevMajster i Ansin